Kropla lata
Cześć!
Dziś szybko, spontanicznie, aby emocje nie zbladły, a poniedziałek nie odebrał epistolarnych sił.
Otóż właśnie wróciłem z moich pomorskich kątów, z mojej Arkadii, z nad rzeki i z lasu które dawały, dają i mam nadzieję będą dawały najlepsze wędkarskie, przyrodnicze emocje.
Wyprawę zaplanowałem wczoraj, a dziś ok.7.00 wskoczyłem w kombiaka i po prostu...poleciałem na lipienie.
W obliczu wielotygodniowych wichur i ulew, syfu pogodowego po męsku mówiąc cudem zdał się rześki podpoznański poranek.
Tak, po prostu trafiła mi się listopadowa "KROPLA LATA"
Podnoszące się słońce, piękniejący poranek były przyczyną kilku postojów, zerknięcia na pomykające pod mostkami gwdziańskie dopływy, naciśnięcia migawki gdy widok w brzuchu zaszmyrał
Szybki spacer zadziwiająco zmienionym duktem - jakże wiele powalonych drzew , w tym olbrzymich dębów- zawiódł mnie nad rzekę, gdzie potwierdziły się tłumione obawy...
Bardzo podniesiona brudna woda, piana w zakolach rzeki, bury głęboki nurt...Niby to czułem, czegóż mogłem oczekiwać po tylu dniach słoty,a jednak wrodzony optymizm łudził.
Cóż, przebrnąłem na przeciwny brzeg rzeki, na mokrą muszkę, nie powiem, dość ciężką zwabiłem cudem chyba dwa pstrążki i dwa lipieniaszki rzucając w znane, lecz dziś całkowicie nieczytelne miejsca.
W duchu liczyłem jednak na żerowanie powierzchniowe, na kwintesencję muchowych oczekiwań, na kółka na wodzie,a może i bulgoty po prostu
Umordowany marszem po grząskich ścieżkach, straciwszy na bobrowych smakołykach kilka mokrych much dotarłem do ulubionej łąki.
A tam, o Panie w niebiesiech, odfilowałem kątem oka dwa kółeczka. Rachityczne raczej, do bulgotów prawdę mówiąc daleko im było, ale...
Dziewięciostopowy sage one powędrował do plecaka, a do boju ruszyła staruszka Daiwa, pięcioczęściowa muchówka o długości 7'6" w klasie 3-4.
Mały Lamson uzupełnił zestaw i na końcu pojawiła się szara jęteczka. Cóż, ani pstrąg, ani lipień które połakomiły się na mój zestaw nie zasługiwały na fotografowanie, ale fakt, iż jednak "susz zadziałał" bardzo podniósł moje morale.
Zrobiło się późno, słońce schowało się za drzewa, z trudem odnalazłem miejsce gdzie rano przebrnąłem przez rzekę, a pech spowodował, że nabrałem wody wpadając w przybrzeżny głęboczek.
Szybki marsz, suche ciuchy w aucie, ciepła herbata i grzany fotel zniwelowały straty moralne i fizyczne.,
Wytłumaczeniem sytuacji może być znak przy którym nieopatrznie się zatrzymałem...
Niby nieruchomy, niby nieprawdziwy, ale z pewnością czarny
Pozdrawiam - niedzielny Paweł
- remek, Friko, Marcin Rafalski i 26 innych osób lubią to
Bardzo klimatyczny wpis, trafił Ci się Pawle moment prawdziwej złotej polskiej jesieni...